Fotogaleria
Hongkong to miasto w pionie. Niesamowite, głowy bolą od zadzierania do góry. No bo jak pomieścić 7,5 miliona ludzi na powierzchni 1100 km²? W 7 tysiącach drapaczy chmur! Jest to miasto z rekordową ilością wieżowców, bo i zagęszczenie ludności przypadających na metr kwadratowy jest tu największe! Ten fakt bardzo determinuje krajobraz, ale też robi niesamowite i niezapomniane wrażenie!
Hongkong leży ponad 8 tysięcy kilometrów od Polski, kilkanaście godzin lotu, 8 stref czasowych dalej. Słynie właśnie z wieżowców, biznesu, elektroniki, okrzyknięcia „tygrysem azjatyckim”, wojny opiumowej i bycia przez prawie 150 lat terytorium brytyjskim na terenie Chin. W czasach dyktatury Mao, do Hongkongu uciekło ok. 2 mln Chińczyków (tych, którzy przeżyli ucieczkę), przynosząc różne zwyczaje i dialekty, tworząc z tego miejsca chińską mieszankę kulturową. Tuż przed „powrotem” do Chin, z Hongkongu uciekło ok. 40% ludności… Część wróciła, część nie. Teraz, po przejęciu przez Chiny, Hongkong funkcjonuje jako miasto autonomiczne z własnym systemem prawnym, walutą i własną autonomią, ale formalnie jest częścią Chin. Autonomia, a co gorsza, również demokracja, są co raz bardziej ograniczane. Macki Chin powoli, powoli i niezauważalnie rozchodzą się, wikłają i uzależniają Hongkong.
Dla jednych Hongkong to centrum biznesowe i gigant w produkcji elektroniki, dla innych miasto pełne kolorów, sprzeczności, styku hałasu i ciszy, zieleni i betonu. Mieszanka kulturowa i religijna jest tu fantastyczna, dlatego warto spędzić tu kilka dni i zatrzymać się, pochodzić, posiedzieć w świątyniach.
My byliśmy tylko 1,5 dnia, stanowczo za krótko, ale to wystarczyło, by wciągnąć się w klimat i chcieć więcej 🙂
Witaj w Hongkongu!!!
Ćwicz mięśnie szyi, bo Hongkong to wieżowce i to bynajmniej, nie 10-piętrowe 🙂
Czy jesteś gotowy na Hongkong?
Najlepsza panorama na Hongkong jest ze wzgórza Peak Viktoria – niegdyś zamieszkiwanego wyłącznie przez Brytyjczyków, teraz miejsca mocno turystycznego.
Hongkong ma też fajne plaże.
Morze Południowochińskie – tzw. morze przybrzeżne w zachodniej części Oceanu Spokojnego. W listopadzie – przyjemnie ciepłe!!!!
Świątynia poświęcona Tin Hau, popularnej chińskiej bogini morza, czczonej w regionach przybrzeżnych, zwłaszcza przez rybaków i marynarzy.
Posąg siedzącej Tin Hau znajduje się po prawej stronie. Po lewej stronie dominuje biały posąg bogini miłosierdzia Kwun Yam. Miłosierdzie na morzu jak najbardziej potrzebne.
Bóg Smok lub Król Smoków to bóstwo kontrolujące morza, deszcz i pogodę. Czczony, tak jak bogini Tin Hau, w świątyniach na obszarach przybrzeżnych.
Świątynia jest buddyjsko-taoistyczna, stąd również wizerunki Buddy Siakjamuniego.
AI podpowiada, że to 4-głowy Brahma, czyli bóstwo hinduistyczne, ale istnieje także kanon przedstawiający 4-głowego Buddę, także, kto wie…
Tu zdaje się trzeba było wrzucić pieniążka do paszczy, by być bogatym… No cóż, nie będziemy bogaci… 🙂
Wejście na Most Długowieczności – przechodząc nim, wydłużyliśmy swój marny żywot o 3 dni! Zawsze coś 🙂
Hongkong to ponad 200 wysepek…
oraz port!
A w porcie są przystanie dżonek, którymi możesz przemieścić się do innego punktu lub przepłynąć się turystycznie.
My – turystycznie. Naprawdę było fajnie!
Mogłabym spędzać emeryturę, jak nasza pani sternik.
Pani sternik obwiozła nas po porcie, pokazując zarówno bogate jachty, jak i łodzie zamieszkane przez rybaków.
Niesamowite jest zderzenie rybackiej ludności żyjącej na łodziach z nowoczesnymi wieżowcami.
Zgodnie z feng shui muszą być odpowiednie przestrzenie między lub w wieżowcach, by smoki mogły swobodnie przelecieć. No to są.
Wracamy na ląd, zaraz będzie ciemno, a targ nocny sam się nie odwiedzi!
Tymaczem targ nocny nabiera życia.
Same pyszności!!!
Najlepiej spożywać w lokalnych knajpeczkach. Dwa stoliki, zajęliśmy cały lokal 🙂
Dominujące menu w takich właśnie lokalnych knajpkach.
Internet huczy, że trzeba koniecznie zobaczyć pokaz laserów o godzinie 20.00.
Nie bardzo zorientowaliśmy się, o co właściwie chodzi z tymi laserami, ale widok na oświetlone wieżowce jest zacny. Na żywo naprawdę robi wrażenie.
Kolejny dzień, to kultowa Aleja gwiazd…
Tu największe hongkońskie gwiazdy zostawiły odciski swoich dłoni. Dobry test, kogo znasz 🙂
Co jak co, ale azjatyccy turyści potrafią czerpać radość z życia 🙂 Pomnik Bruce Lee.
Łapiemy prom i przepływamy na drugą stronę wieżowców.
Bo naszym głównym celem jest świątynia Man Mo, jak i inne świątynie Hongkongu, wciśnięta pomiędzy nowoczesne wieżowce.
Świątynia poświęcona jest dwóm bóstwom: bogu literatury Man Cheong i bogu sztuk walki Kwan (Mo) Tai.
Man Cheong w zielonej szacie po lewej stronie, a Mo Tai w pomarańczowej – po prawej.
Miejscowi przybywali tu, aby rozwiązywać spory, których nie dało się rozstrzygnąć na mocy prawa brytyjskiego. Tu bogowie jednali ludzi.
Wierni wieszają tu swoje prośby, życzenia, podziękowania.
W całej świątyni pachnie mocno kadzidłami – część z nich palą wierni, ale spora część wisi “etatowo” pod sufitem.
Są tu w sumie 3 “sklejone” świątynie, w każdej mnóstwo bóstw.
Wpadamy w zgiełk miasta.
Oprócz promu, jeździliśmy też najdłuższymi ruchomymi schodami.
Jeździliśmy też namiętnie metro – naprawdę wagony zatrzymują się odpowiednio przy drzwiach peronów 🙂
No i obowiązkowo tramwajem 🙂
Trochę miasta…
Z ciekawostek: mijamy rusztowania z bambusa.
Mijamy warzywniaki, na których warzywa wcale nie są tak oczywiste 🙂
Tu towary jeszcze mniej oczywiste 🙂
Przyprawy – tu się zatrzymujemy obowiązkowo.
Mnóstwo tu samoobsługowych sklepików do losowania maskotek. MNÓSTWO!!!
Na koniec obowiązkowa bubble tea 🙂